wtorek, 8 lipca 2014

Ciuch ciuch, jedzie masochista. AbbbyGej, jej matka analfabetka i człowiek-skaner: czyli Sharp.


Witajcie.
Na pierwszy ogień pójdzie fanfiction o jakże sławnym zespole One Direction, lubianym przez wiele osób (nie przez wszystkich, a na pewno nie przez nas). Mamy nadzieję, że analiza Wam się spodoba.
(blog został usunięty).
<OSTRZEGAM! Oczojebność tła może zepsuć oczy> 
Komentują:

  • Liu
  • Sowa
  • Zupka    


Have fun!
_________


Prolog

Obudziłam się oszołomiona. Zobaczyłam, że leżę na łóżku szpitalnym. Moja mama trzymała mnie za rękę i płakała nade mną.

Nade mną, pode mną i za mną.

- A ja myślałam, że on jest dla Ciebie dobrym chłopakiem. Nie wybaczę mu tego nigdy w życiu!praktycznie krzyczała.
Próbował już sado-maso? Pieprzony masochista!
Praktycznie, ale nie faktycznie, czyli śpiewała głosem operowym na cały szpital. 
O ile się orientuje, to w szpitalu osoba odwiedzająca nie powinna krzyczeć ani śpiewać…

- Ale mamo... Co się stało? O kim mówisz? No właśnie, o kim, mamusiu? zapytałam z kompletnym zdziwieniem na twarzy. -Lecę na kilka frontów, i nie wiem, o kim mówisz.

- To ty nie wiesz co się stało? - płakała.

.

Mogłam wywnioskować fakt też po tymże leżałam na łóżku szpitalnym.

No nie byłabym tego taka pewna, złotko… równie dobrze możesz leżeć w szpitalu, bo zleciałaś z konia…


- Harry, on był pijany i... - mówiła łkając.

Moment moment… kim jest Harry?

Też chciałabym to wiedzieć…

- Co Harry? Co on zrobił? - domagałam się szybkiej odpowiedzi od matki. -

- On... - zaczęła bardziej płakać. 
No wygęgaj się kobieto! Napięcie rośnie, a ta ryczy. Ciesz się, że córeczka żyje… 
Nie wytrzymam tego napięcia, zaraz się zesram…

- Ała! Moje nogi! Nie wytrzymam 
Och, lepiej, żebyś wytrzymała, bo mamuśka nie skończyła przemowy.

Ból przechodzący przez moje nogi był niemiłosierny. Czułam się jakby ktoś mi je na żywca ze skóry obdzierał.
Ile tu błędów stylistycznych! Psze paani! No dobra, wybaczam: nogi Cię bolą, matka nad, przed i za Tobą płacze, wykonując znane wszystkim arie operowe… Biedactwo, musiałaś zmienić temat. Patologia…

- Abby! Co się dzieje?! - zaczęła moja mama panikować, wybiegła na korytarz. - Pomocy! Coś się dzieje z nogami mojej córki!  
Kobieto wracaj i powiedz jej tą 'fascynującą' historię!

Te pościgi, te wybuchy!

Przykro mi, skarbie: matce nie wybaczę.

*moja mama zaczęła panikować.

Taak, nogi mojej córki przybrały jagodową barwę, zaczęły tańczyć kankana i twierdzić, że są bliźniaczkami Madonny. 
Nie mogłam wytrzymać, zaczęłam z całej siły bić pięściami o łóżko. Szybko przybiegła do mnie grupa lekarzy.

Nie no, to brzmi, jakby przybiegła po nią grupka komandosów.

Albo żółwi ninja…

- Zabieramy ją! - zaczęli wieźć mnie na łóżku do jakiejś sali. - Dobrze, że czujesz ból, to znaczy, że masz czucie w nogach.

Gdyby tak nie było trzeba by Ci było je amputować nogiAjajaj, te powtórzenia…

- Co?! Jak to?! Nic mi się nie stanie?! - byłam przerażona. 

Przerażona, że nic Ci nie jest? Ma któraś z Was pistolet, dziewczyny?

Mam tylko maczetę…
Znajdzie się jakiś granat...

- Nie, całe szczęście teraz to już nic poważnego.

Wyobraziłam sobie siebie bez nóg, okropny obraz.
Ludzie z tym żyją, i cieszą się, że w ogóle żyją. To nie jest okropne.
 Zostałabym kaleką. Wolałam już ten okropny ból niż...

Nie mieć nóg jak jakaś łamaga.

Łamaga? Tak nazywasz ludzi na wózkach? Łamagi? Ech, zero tolerancji i empatii.

Zaraz zawołam tu wszystkich znanych mi beznogich ludzi. Mordka obita.

Wpieldor!

- Przepraszam, gdzie ją zabieracie? - pytała zrozpaczona matka.

Na operację, czekaliśmy aż tylko odzyska czucie w nogach. Do szpitala psychiatrycznego.odpowiedziała lekarka pospiesznie.

- A co mi się stało? - zapytałam, próbując sobie jakoś przypomnieć zbieg wydarzeń. 

Zbieg, taki z więzienia, wiecie sami…

Pałac umysłu, kochanie.

- Miałaś wypadek, wjechał w Ciebie pijany mężczyzna. 
Całe szczęście nie doznałaś bardzo poważnych urazów. - wyjaśnili.

No… tylko czekaliśmy, aż odzyskasz czucie w nogach, inaczej straciłabyś je… Taka tam drobnostka.

- Właśnie o tym chciałam Ci powiedzieć... - mówi mama.

- Wiecie kto był kierowcą? - pytam zdenerwowana.

- Harry. - odpowiada mama.

- Na prawdę?! (btw.: naprawdę) Jak to możliwe?!  Jak to możliwe, że pełnoletni facet prowadzi samochód? Co z nim jest? - pytam zdezorientowana lekarzy.

- Jest na izbie wytrzeźwień, potem zostanie przeniesiony tutaj bo również jest poturbowany. - odpowiada jeden z lekarzy.

- To nie dobrze. - odpowiadam ze zmartwieniem.

Ups…to  niedobrze…no dobra, ale teraz zajmujcie się mną

- Teraz musimy Panią przeprosić, ale wjeżdżamy na salę operacyjną. - mówią do mojej mamy.

Przed chwilą było mówili, teraz mówią…ach ,te czasy…

Za moich czasów to my mówilim, że mówilim.
Och... nie ma to jak przenikanie się czasów...

Wjechali do dużego, białego pomieszczenia. Oślepiła mnie jasność tej sali.

- Trzymaj się Abby! 


-Będę potem u Ciebie! Kocham Cię! - wołała mama za mną.

- Ja Ciebie też kocham mamo. - odpowiadam jej wyczerpana po przeżyciach.

Słychać było jak rozpłakała się na dobre.

To ona jeszcze słyszała jak płacze jej mama? Najwyraźniej musiała mieć bardzo donośny szloch -,-

Przenieśli mnie z łóżka na stół operacyjny i położyli prosto na plecach.

Bo mogli też krzywo, połamać go i po sprawie.


Zaczęli przygotowywać narzędzia do operacji.

- Będzie bolało? - zapytałam spanikowana.

-Och nie-powiedział lekarz wyciągając piłę mechaniczną.

-Nawet nie będziesz czuła, podaliśmy Ci środek usypiający. Za dwie minuty powinnaś zasnąć. - zapewniał mnie lekarz.

Zaczynałam powoli odchodzić, potem już nic kompletnie nie czułam...

Odchodzić do domu, bo totalnie nie podobał mi się wystrój wnętrz.
A co jest do podobania się w wystroju szpitala, a szczególnie sali operacyjnej?

Nie ma wi-fi...A te pidżamki w żyrafki?

W ogóle nie stylowe.

Rozdział 1

- Abby! Zbieraj się bo będziemy wyjeżdżać! - drze się mama z dołu *do którego wpadła, całkiem przez przypadek*.

Może lepiej powiedzieć 'krzyczy'?

Zbyt mainstreamowe.
- No dobra, zajmie mi to chwilę! - odpowiadam pakując walizki.

Koniec wakacji. Muszę spakować jeszcze tylko rzeczy do higieny, parę ubrań jeszcze (też się przydadzą, no chyba że woli chodzić bez nich. Nikt jej nie broni) i...szyk poszedł się pieprzyć!

Um... "jeszcze parę ubrań" byłoby chyba lepiej, co nie?

spadam na dosyć długo z tego domu. Będzie brakować mi tego miejsca.

Spadam! Niech ktoś mi pomoże! Ja się nie dziwę, że ty w szpitalu wylądowałaś…
Spada do dołu, w którym siedzi jej matka.

***
- Mamo, czemu nie mogę mieszkać u Kate, tylko w tym akademiku? (Bo Kate to zamaskowany zboczeniec…) (Jeszcze próbowałaby nie poznać!)
-Nikogo tam tu nie znam. - pytam błagalnie.

- To poznasz, nie? Kate i tak wyjeżdża do pracy za granicę na 3 lata, nie pamiętasz? - pyta ze zdziwieniem na twarzy.

- Faktycznie, zapomniałam. Ile do tego akademika będziemy jeszcze jechać?  - pytam niecierpliwie.

Proszę o kontakt z Twoją polonistką! Wiesz, co to szyk w zdaniu?

- Przestań jęczeć co 10 minut kiedy będziemy, masz kobieto już osiemnaście lat a zachowujesz się jak dziecko.
Jakby nie było, jest nadal dzieckiem - swojej mamy.
 Ech, sama matka mówi jak dziecko bawiące się w macierzyństwo.
 A co, Ty się nie bawiłaś, huh?
 Przecież wiesz, że będziemy tam za nie całe 3 godziny. – odpowiada, pouczając mnie.

- Dobra, dobra...
Jednak mogłam przyjąć propozycję mojego ojczyma. Teraz żałuję, że nie wzięłam od niego tego auta. Było jednak całkiem ładne. Zabawkowe of kors.


Muszę jechać z tym babskiem (ładnie nazywasz kobietę, która Cię przez dziewięć miesięcy nosiła w brzuchu, następnie rodziła przez pół dnia, wychowywała, karmiła Cię i podcierała dupsko!) i słuchać jej wykładów, ale mimo tego, że jest taka nie znośna to... (nadal nie wiem, że „nie” z przymiotnikami piszemy razem) (Dziewczyna za bardzo lubuje się w spacjach…) kocham ją jednak z całego serca.
 Nieznośne to są maluszki w przedszkolu…
Wiele dla mnie zrobiła i poświęciła mi dużo uwagi w ostatnich latach, nie tylko...  
W ostatnich latach, nie tylko…? Co to ma niby znaczyć? Zawsze mogę na niej polegać.
- No i na co się tak patrzysz? - pyta ze śmiechem. 
Ze śmiechem…miałabyś gorzej gdyby warknęła jak wilk do Czerwonego Kapturka…
Odwróciłam wzrok od jej twarzy, po prostu lubiłam wpatrywać się w jej piękne, czarne loki i brązowe oczy. Jednak coś po niej odziedziczyłam i cieszę się z tego.
- Mamo… Będę tęskniła za Tobą. (Będę za Tobą tęskniła, mamo) – odezwałam się w końcu.

- Ja za Tobą też córcia. Co Cię wzięło na takie czułości? – zapytała ze zdziwieniem.

- Czemu od razu na czułości?

- No bo rzadko okazujesz mi jakiekolwiek uczucie. – odpowiedziała szybko.
Dobrze, że jest taka szczera.

Uczucia, jak już.

- Może dlatego, że ostatnio więcej czasu spędzasz z Nathanem? – podniosłam brwi. Fajowe imię, koleś. 

- Przepraszam Cię Abby, po prostu mam ostatnio mało czasu. – odpowiedziała z zakłopotaniem na twarzy.

- Ta, rozumiem…
Uhu... widzę, że ktoś tu chyba z okolic Krakowa. "Ta" to mówią furmani! Dziewczyno ćwicz nad swoją wymową!
- Nie dam rady, musimy przystanąć zaraz przy jakimś sklepie. szybko rzuciła łopatą w stronę córuni.
 Nie dam rady? Dasz mamuśka, dasz! Przeszłaś przez dwa porody. Musisz dać radę.
 Że się wtrącę… A ten drugi poród, to co? Urodziła osobno mózg AbbyGej?
- Po co? Wytrzymasz, chyba już tak daleko nie ma do końca? – zapytałam zdziwiona. 
Zamieniły się rolami. Córka jest matką. A matka…analfabetką.
- No jeszcze pół godziny drogi nam zostało, ale strasznie mnie suszy.  Przecinki! Gdzie jesteście?!Chodźcie do mamusi!
Szat ap matka, poszłyśmy na libację! Nie mamy zamiaru brać udziału w tym cyrku!  
W takim razie kto tu jest klaunem?

- A, myślałam, że co innego Ci się chce. – zażartowałam. 

Haha, takie śmieszne, że spadłam z dywanu.

Tata, kupa!

- Ale ty jesteś głupia!- krzyknęła ze śmiechem.
Niewykształcona. Proszę mamy to nazywa się eufemizm.

Co chcesz, dopiero idzie się edukować. Co z tego, że na studia. Nie wiem nawet jak ją tam przyjęli...

Zaczęłyśmy się przekomarzać.
Noo, rzeczywiście, pełno komarów. Mój sąsiad przed chwilą jeździł na jednym z nich. 
Przystanęłyśmy w końcu przy dużej galerii.

- Czemu tutaj? Przecież idziesz tylko po picie, nie? – zapytałam odpinając pas bezpieczeństwa.

No.

- No taaaaaaaak, no ale… -odpowiedziała z zakłopotaniem.
No, no. No. Ale no, no. Aczkolwiek no, no. Po prostu no, że no, że no.

No, przypomniał mi się odkurzacz z Teletubisiów...
  - Mamo, znowu chcesz kupować ciuchy? Masz ich przecież wiele. Mamy być w akademiku za dwie godziny! – mówię z lekkim poirytowaniem. Szczyt głupoty!

- Nie krzycz, nic Ci się nie stanie. Przecież mamy jeszcze pół godziny drogi. Zdążymy, tak? Jeżeli mamy dwie godziny jeszcze żeby tam dojechać to zdążymy przecież. Wpadniemy dosłownie na nie całą godzinkę.
Matematyka na poziomie zaawansowanym, po prostu. –wyjaśniła. 
Wpadniemy? Znów do dołu, mamusiu… 
Nie prościej było napisać :”Mamy jeszcze sporo czasu, zdążymy.”? Niee, lepiej jest rozciągać tekst jak jelita w Outlast. Dziewczyno, pamiętaj: dłuższe nie zawsze znaczy lepsze!...

- No dobra, ale masz mi coś kupić. – zaśmiałam się.

Nie ma mózgu ta dziewczyna. To smutne…

Może po drodze kupią…

- Ty matce rozkazujesz? – odpowiedziała z radością. – Przecież, że Ci coś kupię, przyda Ci się do akademika.

Z radością powiadasz…a nie ze sztucznym gniewem?

- Dzięki mamuś. – daję jej szybkiego buziaka w policzek.

Trochę się czuję, jakbym ja była Abby. Też się tak czasami zachowuję *wielki smutek*.

Kiedy wchodzimy do środka galerii zapiera mi dech w piersiach. Ten budynek jest niesamowicie duży.
W końcu jesteście w Anglii… W środku całkowicie oddaje inny kontrast niż tzw. 
Co w tym przypadku znaczy tzw. O co chodzi ogólnie w tym zdaniu? 
Największe budynki handlowe w moim małym miasteczku. 
A to zdanie co tutaj robi? Znowu pieprzy się z szykiem…
Wykopać go! 
Otworzyłam szeroko usta idąc za mamą wyglądając mnie więcej tak:

Wcale nie przeszkadzało mi to, że wyglądam jak idiotka. Przecież nią byłam.
Była, jest i będzie, na wieki wieków. 
Zauważyłam, że z dala przygląda mi się jakiś mężczyzna. Miał ciemnie, kręcone włosy. Siedział wtedy na ławce z jakimś blondynem. Możliwe, że byŁ jego kolegą.
Albo chłopakiem. Na pewno mnie obgadywali. Nie mieli przecież własnego życia. Na dolnej wardze miał dwa kolczyki. UUU ciacho mmm. BŁAGAM!
O litość? Nie wiem czy zasłużyłaś, bo ja raczej nie...   
Był ubrany w ciemne jeansy, szare conversY z niskim stanem i czarną koszulkę odkrywającą jego umięśnione i wytatuowane ręce. Pasował do niego ten styl, wyglądał tak seksownie. 
Wszystko to zapamiętałam. No co? Dopiero od dwóch lat leczą mnie w tym szpitalu psychiatrycznym. 

Zagapiłam się dosyć w niego aż o mało na niego i o mało nie trafiłam głową w ścianę. 
Ktoś właśnie przed chwilą postawił ją przede mną. Ach ci Chińczycy… 
Z zakłopotaniem odgarnęłam kosmyk swoich kasztanowym włosów za ucho. Zapanował mały uśmiech na jego pięknej twarzy. Czułam, że policzki zaczęły przybierać czerwonej barwy, więc odwróciłam od niego wzrok i powędrowałam szybciej za matką.
(Czyje, ach czyje policzki?! Staruszka w legginsach, jego kolegi, jakiegoś szkraba w wózku?)
- No na drugi raz uważaj i .Jak ty sobie beze mnie poradzisz w tym akademiku?– śmieje się. 
Ten staruszek, tak?
- Mamo. Uwierz, dam sobie radę. – odpowiadam miło.
Ups, to jednak matka. A może matka przebrała się w strój staruszka? Ech, życie… 

Życie, życie. Kocham Cię nad życie.
- Dobra, wierzę Ci kochanie. To co Abby, wstępujemy tutaj? – pyta wskazując palcem na sklep.

To było pytanie retoryczne! Sama powinnaś to wiedzieć zadając je, mamusiu.

Mamusiu, siusiu!

- Okej. – rzucam pospiesznie.
- Wybierz sobie jakiś ciuch jak znajdziesz coś ciekawego. – zachęca mnie.
Ciuch. Ale tylko jeden. Ciuch, ciuch, ciuch, ciuch z peronu 8 odjeżdża pociąg do Kołobrzegu.Powtarzam. Z peronu 8…

A z jakiego miasta, psze pani?

Kiedy tak przeglądałam ciuchy zobaczyłam, że do sklepu z babską odzieżą
(gej, bądź zboczeniec!) wchodzi ten chłopak którego zobaczyłam na ławce z kolegą. Jego kolega również miał piercing, lecz tylko na brwi. Miał wytatuowane prawe ramię i całą lewą rękę.

- Abby, chodź do innego sklepu. – zawołała mnie mama.
 No tak, bo jeszcze się na nie rzuci, czy coś…
 Jak ten od sadomaso!

- Ale jeszcze nic nie znalazłam. – nawet nie zdążyłam się rozejrzeć po sklepie a ta już mnie ciągnie do innego sklepu, co za kobieta.
- Trudno i tak za pół godziny musimy znowu jechać. 
Matka się ocknęła. GRATULACJE.
Pół godziny gapić się na jakiegoś faceta? Ona chciała go poderwać wzrokiem.

- Dobrze, idę. – podążam za nią.

Wychodząc z mamą ze sklepu zauważyłam, że tajemniczy chłopak przeskanował (ZDOLNA BESTIA!) (tak, miał skaner ze sobą, co to za pytanie?!) ostrym jak brzytwa wzrokiem moje ciało. Miał coś ciekawego w sobie.(Zdecydowanie to to jedno uszkodzone, szklane oko) Weszłam z mamą do innego sklepu z ciuchami, zaczęłam przeglądać sukienki. Fakt, potrzebna była mi nowa. Spodobała mi się szczególna sukienka.
Czy ktoś ma coś przeciwbólowego? Ja wrażliwa jestem…
Nie miała ramiączek, była cała czarna i dosyć krótka. Przyłożyłam sobie ją do ciała żeby stwierdzić czy pasuje do mnieniestety po chwili zorientowałam się, że jest przeklęta i przyspawała mi się do ciała.
Pas cnoty jak znalazł!
- Ciekawy wybór, ślicznotko. – wystraszył mnie ktoś (To tylko ekspedientka, co Ty taka nerwowa? Oddychaj.
[byłabyś dobrą nauczycielką w szkole rodzenia] Zaraz zaprowadzi Cię do przymierzalni. Wyrwie serce, potnie twe ciało na kawałki i włoży do formaliny. No, no nie ma się czego bać)

Szybko odwróciłam się na pięcie i ujrzałam ku swojemu zdziwieniu tego chłopaka (to szybko, czy na pięcie? Na łokciu. Jak na pięcie to już po pięcie. Czaicie? Nie. To Wasza strata)  
Był strasznie wysoki, wpatrywał mi się w oczy swoimi zielonymi tęczówkami i tym seksi szklanym okiem.
Jeżeli już, to źrenicami, kochana… Czułam jego ciepły oddech na swoim policzku
(Uch i jak żyjesz? Przeżyłaś jakoś ten odór? SHREK?!) 
Tym razem nie było z nim jego kolegi z nim. Serce podskoczyło mi momentalnie do gardła (i wyleciało na jego T-shirt)

- Nie bój się mnie Abbygail (Co? Jaki gej?!) – powiedział swoim ochrypłym głosem.

Od razu ciarki po całym moim ciele się rozeszły (A mi muchy do mojego nosa weszEDły) Ale skąd on zna moje imię
Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, od razu je znał.
Już nie wspomnę o tym pierwszym zdaniu…Och Abby, matka Cię nigdy nie kochała
(gej gej gej, jakich mało)

- Skąd jesteś, piękna? -  zapytał pewnie nie odrywając ze mnie wzroku.
 Po co się pyta, skoro ją przeskanował? I tak mu nie powie.

- Ym… Nie ważne. – odpowiedziałam nie pewnie, znów zapominając, że przymiotniki i przysłówki przymiotnikowe z „nie” piszemy razem (ekhem,link.)
A nie mówiłam? 
Z nieznajomymi nie gadam, sorry memory!
A pieprz yourself!

-Twoja piękność zapiera dech w piersiach (stary i nudny tekst, a weź spadaj, chopie) 
Jest tak perfekcyjne, że zaraz rzucą wszystko i pójdą się pieprzyć.

Cholera… Ale on mnie onieśmiela. Czułam, że uderza mnie fala gorąca. Chciałam się już wycofać z jego pułapki (niezła ta pułapka, po prostu miszczu!) ) lecz złapał mnie za nadgarstek.

- Gdzie się wybierasz panienko? Chciałbym Cię bliżej poznać, podobasz mi się. – powiedział z cwanym uśmiechem na twarzy.

Naprawdę zaczęłam się go bać. Cały czas trzymał mnie za nadgarstek. (Mówiłam, słucha się Zupki!)

- Więc? Skusisz się żeby mi powiedzieć gdzie mieszkasz? – zapytał ponownie.
(Nie no, nachalny jakiś… Nie Zupka, on po prostu jest Pedobear'em)

- Proszę Cię, to nie ma sensu i tak tutaj nie mieszkam. Nawet Cię nie znam. – odpowiedziałam.

- Mam na imię Harry. Harry Styles. – przedstawił się formalnym akcentem.
 (BUM! Mówiłam, że to ten od sadomaso!)

Czułam w nim coś niebezpiecznego. Był taki pociągający a zarazem straszny, z tą swoją bladą twarzą, wypalonymi oczami  i rozciętymi ustami.

- A ty jak się nazywasz? Muszę Cię jakoś zapisać w telefonie, nie?

- Nie dam Ci mojego numeru… (Moja krew!)- odpowiedziałam.
 BRAWO RADZI: Graj niedostępną.

- Czyżby? Uwierz, będę miał Twój numer. – odpowiedział.

- Ciekawe jak, przecież Ci nie podam. – zapewniałam go.

Oni są siebie warci...

Zauważył niestety telefon w mojej dłoni i błyskawicznie wyrwał mi go z ręki.
No gratki dziewczyno, gratki! I ludzie się dziwią, że mam blokadę w telefonie!
Zaczął wystukiwać jakiś numer swoimi dużymi palcami w moim telefonie.
Poprawnie byłoby: "Niestety, zauważył w mojej dłoni telefon i błyskawicznie mi go wyrwał. Zaczął w nim wpisywać numer."
A tak swoją drogą, to ja też robię zakupy trzymając jednocześnie komórkę w ręku.
Od razu robię nim samojebki i wysyłam je moim psiapsiółkom-krejzolkom.

- I tak usunę Twój numer. – rzuciłam pospiesznie.

- Ale ja nie mam takiego zamiaru. – wtargnął na jego twarz zadziorny uśmieszek.

Kurde, zadzwonił z mojego telefonu na swój numer. Taka głupia jestem, że nie wpadłam na ten pomysł? Włożył telefon do mojej torebki.

- Dziękuję za numer skarbie. Do zobaczenia piękna.

Podniósł moją prawą dłoń do swoich różowych ust i delikatnie pocałował. Poczułam metal na jego ustach który dotykał wewnętrznej strony mojej dłoni.
Pierwszy raz słyszę, żeby całowano kobiety po wewnętrznej stronie dłoni! To musi być takie obleśne!

Odwrócił się do mnie plecami i odszedł wyprostowany (Nie no, zgarbiony!) 
Odwrócił głowę w moją stronę kiedy był przy wyjściu i puścił do mnie oko z uśmiechem.

Podeszłam oszołomiona zapłacić za swoją sukienkę i wyszłam z galerii z mamą. Byłam lekko zdziwiona tym co się przed chwilą wydarzyło. Mama patrzyła na mnie zadowolona i kazała mi wchodzić do auta.

- No a więc co sobie kupiłaś mamo? – zapytałam, żeby zwrócić jej uwagę.

Wiedziała pewnie co się stało. Widziałam to po jej wzroku.

- Parę spodni, spódnicę i sukienkę. A ty? – odpowiedziała.

- Tylko jedną sukienkę, nie zdążyłam niczego innego wybrać. – po co ja to powiedziałam?

- No zauważyłam, że jakiś młody chłopak Cię poderwał. Przystojny bardzo był. Jak ma na imię? – zapytała z podekscytowaniem. 
Jakiś zbok podchodzi do jej córki, wyrywa jej telefon z ręki, a ta się gapi i gapi.
Jeszcze mówi, że przystojny! A może ona sama chce go wyrwać?

- On mnie wcale nie poderwał. – rzuciłam oschle. – Harry.

- Bardzo ładne imię, masz jego numer? – zapytała nieco ciszej
Mówiłam, że chce wyrwać!
Najwyraźniej nie poczuwa się do roli matki...

- Mamo… Przecież i tak to nie ma sensu jak tu nie mieszkamy, tak? – odpowiedziałam wiercąc się na fotelu.

- Czyli mam stwierdzić, że masz jego numer? – odpowiada pytająco.

- Tak jakby… - odpowiadam z lekkim poirytowaniem.
 Do tej pory nie mogę zapomnieć jego pięknych zielonych oczu (jednego szklanego), brązowych loków i pełnych ust
(pełnych lodów malinowych.
Cały czas jestem rozkojarzona.
(Cóż, to się nazywa miłość kochana. Bądź zauroczenie [chyba to sformułowanie bardziej tutaj pasuje].)
 Zaczęłam powoli przymykać oczy żeby trochę odpocząć od tego całego zamieszania. Poczułam wibrację telefonu. Ciekawe kto to?
(Suprise! It’s Harry! Prędzej „Here’s Johnny!”.)

Ojej, zapomniałam, że Harry ma mój numer. Tak, zapomniałam zupełnie, mimo tego, że dosłownie chwilę temu tak intensywnie o nim rozmyślałam. Nie mam zamiaru mu odpisywać. Tak w ogóle, czy on mnie obserwuje? (Oczywiście! Na instagramie, na fejsie i na tumblrze też!
Jeszcze zapomniałaś o twitterze!)

Skąd on może wiedzieć, że ja gdziekolwiek jadę jak on pierwszy wyszedł z tej głupiej galerii. Wulgarnaś.

- Harry napisał? – pyta mama z głupawym uśmiechem na twarzy. Potwierdziło się po kim Abby jest idiotką.

- Może. – odpowiadam szorstko.

- Dobra, nie bądź już taka zła. – przeprasza. – Za dziesięć minut będziemy.

- No dobra.

Stwierdziłam, że nie powinnam być taka oschła dla mojej mamy. Przecież spędzam ostatnie minuty z tą wspaniałą kobietą. Kto wie, kiedy wrócę do domu… Naprawdę będę tęskniła za nią (Naprawdę będę za nią tęskniła) Będzie brakowało mi jej wielcy nadopiekuńczości i poczucia humoru (Będzie mi brakowało…)
W ogóle jest takie słowo jak "wielcy"? 
Często z nią rozmawiałam na tematy, które mnie drażniły lub smuciły. Pomagała mi zawsze w trudnych chwilach, była przy mnie… Przywiązałam się dosyć emocjonalnie do niej.
Niemożliwe, do własnej matki?  
Wiesz, ja bym się na taką poufałość nie odważyła.

- Oj Abby, Abby. Znowu się wpatrujesz w mą piękną twarz? – żartuje.

- Oj Destiny, Destiny.
 Do mamy po imieniu? Odważnie.
Pewnie, że tak. Po prostu dziwnie mi z uczuciem, że na dosyć długo Cię opuszczę. – odpowiadam z zażenowaniem.

- Mi Ciebie też będzie brakowało i z kim ja teraz będę rozmawiała na ‘babskie’ tematy? – zapytała żartobliwie.

(Ze sobą, proponuję. Już nic Ci nie zaszkodzi!)

- Ze swoim Natankiem. – zaszydziłam.

- Nie żartuj sobie. – popatrzyła mi w oczy opiekuńczo.

Czułam jak powoli łzy napełniają moje oczy. Już zaczynam za nią tęsknić chociaż jeszcze jej nie opuściłam.

(Właśnie przybiegli jacyś faceci, napełniają me oczy łzami!)

- Już prawie jesteśmy. – mówi z 
uśmiechem.